Witajcie!
Chciałam dzisiaj opowiedzieć o
produkcie, który najpierw mnie zachwycił i oczarował, a potem zniechęcił i
rozczarował. Doprawdy nie wiem, czy to wina samego produktu, czy to moja skóra
się zbuntowała. A może to ja go w jakiś sposób nieumiejętnie aplikowałam? Konia
z rzędem temu,
kto zagadkę rozwiąże….
A zaczęło się tak. Ujrzawszy
przebijające dno w słoiczku mojego poprzedniego kremu na dzień
(już nawet nie pamiętam jakiego), stwierdziłam, że nadszedł czas na poszukiwania czegoś nowego. Tak więc odpaliłam KWC i zagłębiłam się w lekturze. Nie żeby KWC było dla mnie jakąś wyrocznią ;) Po prostu niektóre produkty mają sporo opinii, na podstawie których można z grubsza wywnioskować, jak produkt działa na skórę, jakie są jego wady i zalety. Ale wiadomo: co cera to inne oczekiwania i odczucia ;) Przekopawszy się przez setki opinii, dokonałam wyboru: Ziaja Sopot krem ochronny aktywnie nawilżający. Kupiłam go za śmiesznie niską cenę 5,99 na allegro (kielecki sklep internetowy darmar KLIK – polecam!).
(już nawet nie pamiętam jakiego), stwierdziłam, że nadszedł czas na poszukiwania czegoś nowego. Tak więc odpaliłam KWC i zagłębiłam się w lekturze. Nie żeby KWC było dla mnie jakąś wyrocznią ;) Po prostu niektóre produkty mają sporo opinii, na podstawie których można z grubsza wywnioskować, jak produkt działa na skórę, jakie są jego wady i zalety. Ale wiadomo: co cera to inne oczekiwania i odczucia ;) Przekopawszy się przez setki opinii, dokonałam wyboru: Ziaja Sopot krem ochronny aktywnie nawilżający. Kupiłam go za śmiesznie niską cenę 5,99 na allegro (kielecki sklep internetowy darmar KLIK – polecam!).
Opakowanie: krem zapakowany był w zafoliowany kartonik, przez co
wiem, że produkt nie był wcześniej otwierany. W kartoniku znajdował się niebieski,
plastikowy pojemniczek o pojemności
50 ml.
We wszystkich produktach Ziaji uderza mnie zawsze prosta, a nawet nieco ascetyczna stylistyka opakowań. Osobiście mnie to nie przeszkadza, ale słyszałam opinie, że dla niektórych sprawiają wrażenie tandety ;)
We wszystkich produktach Ziaji uderza mnie zawsze prosta, a nawet nieco ascetyczna stylistyka opakowań. Osobiście mnie to nie przeszkadza, ale słyszałam opinie, że dla niektórych sprawiają wrażenie tandety ;)
Wygląd i konsystencja: nie wiem, czy udało mi się to uchwycić na
zdjęciu, ale krem ma nieco niebieskawą barwę. Jest dość lekki, łatwo
rozsmarowuje się na twarzy.
Zapach: całkiem przyjemny, nie nachalny, niedrażniący, ale dla mnie
nie wyróżnia się niczym szczególnym. Nie potrafię go nawet do niczego
przyrównać. Ot, taki „kosmetyczny” ;) Po aplikacji zupełnie go nie czuję.
Wydajność: tu krem ma dużego plusa, ponieważ jest naprawdę wydajny.
Używając pierwszego opakowania długo nie mogłam dobić się do dna ;) Drugie
opakowanie zostało naruszone,
lecz wkrótce porzucone, o czym za chwilę.
Co pisze producent? (opis i skład
przytaczam z KWC, gdyż nie mam opakowania)
Błękitny krem nawilżający do codziennej pielęgnacji cery po 30 roku
życia. Zapobiega transepidermalnej utracie wody. Zwiększa poziom wilgoci oraz
zapewnia długotrwały efekt nawilżający. Regeneruje lipo-strukturę naskórka.
Poprawia elastyczność skóry. Chroni przed promieniami UV i przedwczesnym
starzeniem się. Substancje aktywne: Prowitamina B5 (D-panthenol), Olej Canola,
Hydro-retinol, Fotostabilne filtry UVA i UVB, Alga Porphyra umbilicalis, Alga
Laminaria digitata, Alga Enteromorpha compressa.
Skład: Aqua (Water), PPG-15 Stearyl Ether, Hexyl Laurate, Canola Oil, Cyclomethicone, Dimethiconol, Glycerin, Butyl Methoxydibenzoylmethane, Octocrylene, Hydrogenated Coco-Glycerides, Steareth-2, Sorbitol, Algae Extract, Cetyl Alcohol, Cetearyl Alcohol, PEG-20 Stearate, Glyceryl Stearate, PEG-100 Stearate, Propylene Glycol, Panthenol, Porphyra Ubilicalis Extract, Enteromorpha Compressa Extract, Laminaria Digitata Extract, Butylene Glycol, Tocopheryl Acetate, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Carbomer, Phenoxyethanol, Methylparaben, Propylparaben, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, Diazolidinyl Urea, Parfum (Fragrance), Sodium Hydroxide, CI 42090 (FD&C Blue No. 1).
Co ja na ten temat sądzę?
Na początku były zachwyty.
Naprawdę dobrze nawilżał i odżywiał skórę, która stała się gładka
i elastyczna. Wchłaniał się średnio, ale jakoś mogłam mu to wybaczyć. Nie
podrażnił mojej skóry ani oczu, nie zapchał, dobrze spisywał się pod makijażem.
No i do tego ta cena! Pod koniec pierwszego opakowania i na początku drugiego
coś mnie zaniepokoiło. Otóż, jakąś godzinę po nałożeniu makijażu (podkład+puder),
moja twarz zaczynała świecić oślepiającym blaskiem, co wcześniej absolutnie nie
miało miejsca! Początkowo kładłam to na karb wysokich temperatur. Ale zjawisko
to miało miejsce również w chłodniejsze dni. Nie wiem zatem, czy jest to wina
samego kremu, czy moja skóra już była tak nawilżona, że więcej nawilżenia nie
chciała ;) A może to ja nakładałam na twarz za dużo kremu? W każdym razie
świeżo naruszony drugi pojemniczek został odstawiony i prawdopodobnie zużyję go
jako balsam do ciała.
Na minus mogę jeszcze zaliczyć
dość długi skład, a w nim pięć środków
konserwujących, w tym parabeny.
Krem szybciutko zmieniłam na
Happy per Aqua Flos-Leku i pierwsze testy wypadają jak najbardziej pomyślnie :)
Podsumowując: nie wiem, czy mogę
wam polecić ten krem, czy nie. Mam mieszane uczucia. Ale powiem tak: za taką cenę można zaryzykować.
Miałyście do czynienia z tym
kremem? A jeśli tak to jak się sprawował?
Pozdrawiam,
Aga
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz