środa, 29 maja 2013

Jeden dzień z życia futerkowego potworka ;)

Witajcie!

Moje kocię Groszkiem zwane było wczoraj niezwykle zaskoczone zachwytami na jego temat ;) Mrużąc zaczepnie jedno kocie oko dał mi do zrozumienia, że publika domaga się więcej jego podobizn i mogłabym łaskawie coś z tym zrobić ;) Tym bardziej, że widział także kocią modelkę u Antoniny Guzik.

No dobra kocie - niech ci będzie. Znaj moje dobre serce ;)

Panie i Panowie! Oto Groszek we własnej osobie :)

Dzień Dobry. Jestem Groszek. Zwany także Groszakiem, Grochem, Groszulcem, Grochusem. Modyfikacji jest wiele.



Razem z moją współlokatorką Kicią chętnie polujemy na muchy i biedronki. Co się będą nieproszeni goście pchać do naszego domu!



A oto moje ulubione miejsce w domu - kuchnia! A w tej kuchni stoi moja miska z moim jedzeniem ;)



A to taka chwila kociego zamyślenia. A może strzeliłem focha swojej pani? ;)



Pudełka, czyli to co kot lubi najbardziej.



Czas na manicure-pedicure ;)



Najlepszy punkt obserwacyjny jest oczywiście na szafie :) Stąd widzę Moich Państwa i gołębie na balkonie.



Komuś tu się chyba oczęta powoli kleją ;)


Kocie życie jak w Madrycie... Jedzenie, spanie i głaskanie.


Udanego i spokojnego długiego weekendu!

Pozdowienia,
Aga

I Groszek ;)

wtorek, 28 maja 2013

Ale niespodzianka!

Hej!

Witam was w ten ponury i deszczowy dzień.Nie wiem jak w innych częściach Polski, ale w Kielcach pogoda nie napawa optymizmem. Od wczoraj leje,wieje i jest zimno :( Ani na rower wyjść, ani na spacer... Nawet koty pochowały się do swoich kryjówek i nie mają ochoty na zabawę.

Jednakże dzisiaj miało miejsce wydarzenie, które zdecydowanie poprawiło mi humor :)
Mianowicie siedzę ja sobie przy stole i zajadam obiad. Nagle donośny sygnał domofonu obwieszcza, że do naszych drzwi gość jakiś niespodziewany się dobija. Chwila zastanowienia: "Czy ja się dzisiaj kogoś spodziewam?". Rozlega się pukanie do drzwi. Otwieram a tu Pan Kurier Szanowny wręcza mi paczkę i każe kwitować odbiór. OK, czemu nie. Ciekawe co to?


Porzuciłam niedojedzony obiad i dawaj rozszarpywać paczkę zębami i pazurami! ;)

Chwilę potem miałam towarzysza, który postanowił mi pomóc. Wszędobylski i ciekawski Groszek zaczął zaglądać do środka i podgryzać brzeg paczki.



Moim oczom ukazał się imponujący zestaw kosmetyków marki Decubal, które można było otrzymać wypełniając ankietę jakiś czas temu. Zupełnie wyleciało mi z głowy, że brałam w tym udział ;)



11 pełnowymiarowych kosmetyków do pielęgnacji skóry suchej.




I do tego mała książeczka z dokładnymi opisami poszczególnych specyfików: jakie są ich składy i zastosowanie.



Cóż mogę powiedzieć? Chyba tylko "Wow!". Jestem niezmiernie szczęśliwa, że będę mogła przetestować kosmetyki marki Decubal. Tym bardziej, że czytałam na ich temat wiele pozytywnych opinii. Zobaczymy czy i u mnie się sprawdzą.

Ze swojej strony chciałam serdecznie podziękować firmie za przesyłkę i tym samym za poprawienie mi humoru w ten szarobury dzień :)

Pozdrawiam,
Aga

poniedziałek, 27 maja 2013

I znów pokrzywa!



Hej!

Nie ustaję w poszukiwaniach idealnego szamponu. Do tej pory bezkonkurencyjne były szampony Barwy. Wędrując między drogeryjnymi/hipermarketowymi półkami, często spoglądam na te najniższe, bo można tam znaleźć prawdziwe perełki. Tak było w przypadku Barwy. Tym razem zwróciłam uwagę na 

familijny szampon pokrzywowy 
do włosów przetłuszczających się od Polleny

Pomyślałam: „A dlaczego nie?” i takim oto sposobem za niecałe 5 zł stałam się właścicielką butelki zielonego płynu ;)



 
Opakowanie: plastikowa, przezroczysta butla o pojemności 500 ml, zakończona zamknięciem z klapką na „klik”. Design nie powala. Powiedziałabym nawet, że jest nieco siermiężny, ale wygląd nie jest dla mnie najważniejszy.


Wygląd i konsystencja: szampon ma żarówiastozielony kolor. Konsystencja jest dość rzadka, przez co szampon lubi spływać z palców do wanny. Jednak przy szybkim i umiejętnym aplikowaniu na włosy nie stracimy go dużo ;)



Zapach: pierwszy niuch przywodzi na myśl jakiś tani płyn do mycia naczyń. Podczas drugiego niucha można wyczuć ziołową nutkę. Zapach może nie będzie rozkoszą dla naszego organu powonienia, ale da się wytrzymać. Tym bardziej, że nie utrzymuje się na włosach.

Wydajność: tu również osiągi są przeciętne. Z racji dość rzadkiej konsystencji szamponu szybko ubywa z butelki. Przy codziennym myciu powinien wystarczyć na miesiąc użytkowania.

Informacje ze strony producenta:
IDEALNY DLA
Doskonały szampon do mycia i pielęgnacji włosów z tendencją do przetłuszczania się.
SPEŁNIONE OBIETNICE
Ekstrakt z pokrzywy reguluje procesy zachodzące w cebulkach, przez co przetłuszczanie się skóry głowy i włosów znaczącą się zmniejsza. Włosy stają się zdrowe, piękne i lśniące.
SEKRET SKUTECZNOŚCI
  • w swym składzie zawiera ekstrakt z pokrzywy, który poprawia ukrwienie skóry głowy oraz wzmacnia cebulki włosów
  • zawiera kompleks witamin A, E, NNKT (F) , H i B, które wzmacniają włosy, odżywiają je, zapewniając im fantastyczny wygląd i kondycję
Skład:
Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Sodium Chloride, Cocamide DEA, Propylene Glycol, Urtica dioica Extract, Polyquaternium 7, Parfum (Benzyl Salicylate, Limonene), Polysorbate 20, Aesculus Hippocastanum Extract, Linoleic Acid, Retinyl Palmitate, Tocopherol, Calcium Pantothenate, Citric Acid, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, CI 19140, CI 42051

Moja opinia:

Jedno wiem na pewno: szampon Polleny moim ideałem na pewno nie będzie. Po pierwsze dlatego, że nie przedłuża świeżości moich włosów. Nadal muszę je myć codziennie. A po drugie dlatego, że po jego użyciu mam wrażenie, że włosy nie zostały dokładnie oczyszczone. Ponadto plącze włosy, ale z tym radzę sobie za pomocą odżywki. Zapach i konsystencja również pozostawiają nieco do życzenia, ale to jest kwestia drugorzędna. Na plus mogę mu zaliczyć cenę, pojemność opakowania oraz to, że dobrze się pieni i nie podrażnił mi skóry głowy. Uwaga: zawiera SLES.

Podsumowując: bardzo przeciętny przeciętniaczek ;) Niczym szczególnym się nie wyróżnia i nic szczególnego z włosami nie robi. A ja nadal szukam tego jedynego...

Pozdrawiam,
Aga

czwartek, 23 maja 2013

I ja w Rossmanie byłam, co nieco zakupiłam :)

Hej!

Podejrzewam, że przez następnych kilka dni w blogosferze będą przeważały posty dotyczące rossmanowskiej promocji -40% na kosmetyki kolorowe i kosmetyki do pielęgnacji twarzy ;) 
Ja także wybrałam się dziś na kosmetyczne łowy.  Jeśli macie ochotę zobaczyć, co kupiłam zapraszam do dalszej lektury.




1. płyn micelarny AA Kolagen źródło młodości - nowość w mojej łazience (8,99 zł);

2. płyn micelarny AA Energia młodości - również nowość w mojej łazience (7,79 zł).

Oba płyny wzięłam ze względu na dobre opinie na Wizażu. Ciekawa jestem jak się u mnie sprawdzą.



3. Rival De Loop; tygodniowa kuracja przeciwzmarszczkowa w ampułkach - świetnie nawilżają i wygładzają skórę twarzy, zwłaszcza po opalaniu (4,19 zł);
4. balsam do ust Blistex med plus - tyle razy chwalony, że musiałam go kupić (6,59 zł);



5. zapas wszystkim znanych maseczek Ziaja (0,89 zł za sztukę);




6. Efektima maseczka oczyszczająca - z przyjemnością do niej powracam (1,59 zł);
 
7. Perfecta bankietowa maseczka na twarz i pod oczy - nowość w mojej łazience. Jestem ciekawa efektów (1,09 zł);

8. Bielenda enzymatyczny peeling dotleniający, efekt aqua-oxybrazji - bardzo mnie zaciekawił ten produkt, dlatego też trafił do koszyczka mego (1,59 zł).

I to właściwie wszystko. Na kolorówkę nawet nie patrzyłam, bo póki co nic nie było mi potrzebne a nie chciałam kupować czegoś tylko dlatego, żeby kupić i żeby stało na półce. Chciałam jeszcze kupić jakiś krem do twarzy dla TŻ-ta, ale niestety promocja nie obejmuje męskich kosmetyków do pielęgnacji twarzy.

A jak u was? Szaleństwo czy rozsądne zakupy tylko i wyłącznie niezbędnych rzeczy? ;)

Pozdrawiam,
Aga


poniedziałek, 20 maja 2013

Raz na oku, raz pod okiem ;)



Hej!

Chciałabym się dzisiaj z wami podzielić wrażeniami z użytkowania pewnego kremu pod oczy. Na początku roku zauważyłam znaczne przesuszenie skóry wokół oczu. Nie używałam wtedy żadnego kremu przeznaczonego specjalnie dla tych okolic. Ograniczałam się do zwykłego kremu na dzień. W końcu stwierdziłam, że „tak być nie będzie” i zaczęłam się rozglądać za jakimś smarowidełkiem. Miałam trudny orzech do zgryzienia, bo wybór na rynku ogromny. Któregoś dnia na skrzynkę e-mailową dostałam newsletter z SuperPharm, w którym znalazłam kupon uprawniający do 30% rabatu na wszystkie kremy pod oczy. Postanowiłam skorzystać i po długim apteczno-drogeryjnym dumaniu zdecydowałam się na  

krem pod oczy Hydrain3 od firmy Dermedic

Jego regularna cena w ówczesnym czasie (koniec stycznia 2013 r.) wynosiła 27,99 zł. Po 30% zniżce zapłaciłam za niego niecałe 20 zł.



Opakowanie: kremik znajduje się w małej, smukłej, plastikowej i nieprzezroczystej tubce o pojemności 15g. Tubka zakończona jest zwykłą zakrętką. Całość zamknięta jest w papierowym kartoniku, na którym znajdziemy wszystkie niezbędne informacje o produkcie. Podoba mi się biało-niebieska kolorystyka z małymi bąbelkami.



Wygląd i konsystencja: produkt ma postać białego kremu o dość lekkiej konsystencji.


Zapach: nie wyczuwam żadnego.

Wydajność: używam go codziennie rano i wieczorem od końca stycznia i wydaje mi się, że wystarczy go jeszcze na jakieś dwa tygodnie.

Słówko od producenta:



Skład:



Moja opinia:
Nie macie pojęcia ile stron internetowych przejrzałam, ile opinii przeczytałam i ile czasu spędziłam przy drogeryjnych półkach, aby podjąć decyzję dotyczącą zakupu kremu po oczy. Kremy wysokopółkowe odpadały z względów ekonomicznych. Nie chciałam tez kupować byle czego za 5 złotych. Podjęcie decyzji w przypadku, gdzie mamy do wyboru dziesiątki produktów, bywa naprawdę frustrujące… W końcu zdecydowałam się na Hydrain3. Muszę powiedzieć, że krem bardzo fajnie nawilżył i zregenerował moją skórę wokół oczu. Nakładałam go codziennie rano i wieczorem. Bardzo ładnie i szybko się wchłania, dzięki czemu nadaje się pod makijaż. Konsystencja jest lekka, więc dla niektórych może się okazać mało treściwy. Na moje potrzeby jak najbardziej wystarczył. Nie spowodował u mnie jakiegokolwiek podrażnienia ani innych niepożądanych reakcji. Wydaje mi się również, że stosowanie Hydrain3 delikatnie zniwelowało moje dziedziczne worki pod oczami ;)

Podsumowując: przyjemny krem pod oczy, ale nie spodziewajcie się efektu „wow”.

Następcą Hydrain3 prawdopodobnie zostanie TEN PRODUKT. Znacie go?

Pozdrawiam,
Aga

czwartek, 16 maja 2013

Książkowo cz. 7



Witajcie!

Zapraszam was na kolejny post z serii książkowych. Dziś chciałabym wam przybliżyć książki Lee Childa, autora cyklu powieści sensacyjnych. Jako wielbicielka książkowej sensacji nie mogłam pominąć tej serii ze względu na to, że dawno temu wpadł mi w ręce jeden z tomów i po prostu nie mogłam oderwać się od czytania ;) Teraz dzięki Internetowi i mojemu czytnikowi ebooków mogę nadrobić zaległości.

Cykl książek połączony jest postacią Jacka Reachera – byłego wojskowego, który prowadzi żywot włóczęgi. Nie ma domu, nie ma rodziny, podróżuje po Ameryce autostopem lub autobusem a całym jego majątkiem są pieniądze i składana szczoteczka do zębów. Jack Reacher to mężczyzna bardzo postawny (195 cm, 110 kg wagi) i przystojny (ciemnoblond włosy i niebieskie oczy) mimo swojego wieku (urodził się w 1960 roku). Jest także bardzo silnym mężczyzną, umiejętnie wykorzystującym ten fakt. Jako że często wpada w tarapaty (niekoniecznie z własnej winy) siła mięśni niejednokrotnie ratuje mu życie. Imponować może jego spostrzegawczość i zdolność niezwykle logicznego myślenia oraz przewidywania wydarzeń. Bywa nieustępliwy, hardy i bezwzględny. Bez skrupułów potrafi zatłuc wroga na śmierć gołymi rękami. Jako były wojskowy świetnie zna się na broni i również bez skrupułów używa jej, jeśli zajdzie taka potrzeba. Jest kobieciarzem, ale nie udaje mu się stworzyć długotrwałych związków – nie ma żony ani dzieci. Podsumowując: Jack Reacher to bardzo barwna postać, którą da się lubić ;)

Same książki naprawdę trzymają w napięciu i niejednokrotnie zaskakują zwrotami akcji. Jest tylko jedna rzecz, która irytowała mnie podczas czytania. Mianowicie opisy broni (szczegółowe parametry i sposób działania), które czasami były zdecydowanie za długie i kompletnie mnie nie interesowały. 

Pełna lista książek o Jacku Reacherze wygląda następująco:
  1. 1997 Poziom śmierci
  2. 1998 Umrzeć próbując lub Uprowadzony
  3. 1999 Wróg bez twarzy
  4. 2000 Podejrzany
  5. 2001 Echo w płomieniach
  6. 2002 Bez pudła lub W tajnej służbie
  7. 2003 Siła perswazji
  8. 2004 Nieprzyjaciel
  9. 2005 Jednym strzałem
  10. 2006 Bez litości  
  11. 2007 Elita zabójców
  12. 2008 Nic do stracenia
  13. 2009 Jutro możesz zniknąć
  14. 2010 61 godzin
  15. 2010 Czasami warto umrzeć
  16. 2011 Ostatnia sprawa
  17. 2012 Poszukiwany
  18. 2013 Bez powrotu
Do tej pory przeczytałam 14 z 18 tomów, przy czym dzisiaj w moje ręce wpadły kolejne dwa (15 i 16), natomiast ostatnie dwa najprawdopodobniej wejdą do Polski w tym roku.

Wielbicielkom sensacji serdecznie polecam tę lekturę!

Dodam jeszcze, że niedawno miałam okazję obejrzeć ekranizację jednego z tomów („Jednym strzałem”) i mam mieszane uczucia. Spodziewałam się, że w filmie nie wszystko będzie dokładnie takie samo jak w książce. Wiadomo – adaptacje rządzą się swoimi prawami. Zirytował mnie tylko fakt, że główny bohater zostanie zagrany przez Toma Cruisa, który, jak wiadomo ma 1,5 m w kapeluszu i nie jest jakiś szczególnie umięśniony i postawny. Według mnie był to wybór kompletnie nietrafiony. Sam film to typowy amerykański film akcji. Generalnie nic szczególnego. Ale to oczywiście kwestia gustu.

Obecnie na tapecie mam kolejną książkową serię. Autorką jest Kathy Reichs a cykl znany jest pod nazwą Kości. Jako wielbicielka serialu o tym samym tytule postanowiłam poznać pierwowzór głównej postaci – dr. Temperance Brennan. Więcej na ten temat dowiecie się z kolejnego książkowego posta.

Pozdrawiam i oczywiście zachęcam do czytania książek,

Aga