Witajcie!
Czy wy też tak macie, że nie ruszacie
się z domu bez produktu, którego zadaniem jest ochrona naszych ust przed
zgubnym wpływem czynników zewnętrznych? Ja, kiedy nie mam takiego specyfiku pod
ręką, wpadam niemalże w panikę ;) Nie wyobrażam sobie wyjścia z domu bez
ochronnego sztyftu czy balsamu. W swoim życiu wsmarowałam ich w usta chyba całe
kilogramy, ale ostatnio trafiłam na istną perełkę! Mam tutaj na myśli
sztyft do ust Blistex Medplus.
Kupiłam
go w Rossmanie za około 7 zł.
Opakowanie: malutkie, plastikowe opakowanie w kolorze niebieskim.
Samego produktu jest w nim 4, 25 g. W dolnej części mamy praktyczne pokrętło,
dzięki któremu możemy precyzyjnie kontrolować poziom wysunięcia sztyftu. Pokrętło
chodzi płynnie i nie zacina się.
Wygląd i konsystencja: kolor to w moim odczuciu jakiś odcień żółci.
Kojarzy mi się z maścią o nazwie Linomag (niegdyś popularna jako środek na
odparzenia). Konsystencja raczej jest zbita, ale rozprowadzanie na ustach jest
przyjemne i bezproblemowe. W wyższych temperaturach delikatnie mięknie, ale nie
rozpuszcza się na amen. W niskich temperaturach jeszcze nie miałam okazji go
testować.
Zapach: połączenie kamfory, mentolu i anyżku. Wiem, że nie każdy
lubi takie połączenie, ale ja jestem zadowolona ;)
Wydajność: używam go kilka razy dziennie od kilku ładnych miesięcy a
tu końca nie widać. Bardzo wydajny produkt!
Info z opakowania i skład:
Moja opinia:
Powiem krótko:
jestem zachwycona! Wcześniej nie
miałam pojęcia o istnieniu Blistexu. Dopiero po przeczytaniu kilku bardzo
pozytywnych opinii blogerek postanowiłam spróbować. Przy okazji trafiła mi się
promocja w Rossmanie, więc nie miałam się nad czym zastanawiać. I już po kilku
użyciach wiedziałam, że to jest to czego szukałam. Niech się schowają masełka
od Nivei czy nawet Carmexy! Moje usta już dawno nie były w tak dobrej kondycji.
Zero przesuszeń, zero pierzchnięcia. Są gładkie i nawilżone i zabezpieczone
przed działaniem czynników zewnętrznych. Mało tego! Bariera ochronna stworzona
przez Blistex utrzymuje się naprawdę długo, dzięki czemu nie muszę co chwilę
smarować ust. Wpływa to oczywiście na wydajność produktu. Nakładanie sztyftu na
usta to sama przyjemność: warstwa jest cieniutka i nie ma tu wrażenia ust
oblepionych jakąś dziwną substancją. Do tego ma słodki smak! Nie wiem jak wam,
ale mnie się to podoba ;) Kwestia delikatnego chłodzenia ust może być nieco
kłopotliwa, zwłaszcza zimą, ale nie jest to aż tak mocne wrażenie chłodzenia jak
może się wydawać. Zapach jest specyficzny: jeśli ktoś nie lubi kamfory i
mentolu to ciężko będzie się przekonać, ale moim zdaniem właściwości
pielęgnacyjne są nieocenione i mogą zrekompensować nielubiany zapach.
Podsumowując: w
tej chwili jest to dla mnie „naustny” ideał!
Znacie
Blistex? Co o nim sądzicie?
Pozdrawiam,
Aga
lubię Blistexy :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam okazji przekonać się o fenomenie Blistexów :)
OdpowiedzUsuńJA tak samo na własnej skórze się o ich świetnym działaniu nie przekonałam ale na pewno niedługo się to zmieni:)
OdpowiedzUsuńno ja muszę zainwestować w takie mazidełko :)
OdpowiedzUsuńCzuję się skuszona :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie miałam ale naprawię swój błąd:)
OdpowiedzUsuńChyba muszę go kupić zanim zaczną się mrozy :)
OdpowiedzUsuńCzytałam o Blistexie masę pozytywnych komentarzy, ale sama jeszcze go nie miałam. Myślę, że na zimę byłby jak znalazł :)
OdpowiedzUsuń