Witajcie!
Dziś będzie
kremowo-żelowo-prysznicowo, czyli krótko mówiąc opowiem wam o produkcie,
którego miałam (nie)przyjemność używać. Nie ukrywam, że wszelkiego rodzaju
specyfiki do kąpieli kupuję nosem. Zapach to mój absolutny priorytet podczas
tego typu zakupów. Co mnie podkusiło,
żeby tym razem nie skorzystać z pomocy mojego organu powonienia doprawdy nie
mam pojęcia… Tak czy siak dziś słów kilka o
kremowym żelu pod prysznic Radox wanilia&imbir.
Dzięki karcie
Lifestyle kupiłam go za całe 1,99 zł.
Opakowanie: plastikowa, przezroczysta butelka zawierająca w sobie
250 ml produktu, zakończona solidną klapką na „klik”. Podoba mi się nietypowy kształt opakowania.
Wygląd i konsystencja: jest to żel-krem o kolorze budyniu cytrynowego
czy też koktajlu bananowego. Konsystencja jest średnio gęsta: nie ucieka przez
palce i daje się łatwo rozprowadzić na skórze.
Zapach: jak dla mnie chemiczna wanilia złamana równie chemicznym
imbirem. Strasznie nietrwały. Powiedziałabym, że znika tuż po nałożeniu na
skórę.
Wydajność: u mnie wytrzymał około miesiąca. Chciałam go jak najszybciej
zużyć…
Krótkie info od producenta:
Znana na świecie marka Radox to
ekspert w starannym dobieraniu i łączeniu aktywnych naturalnych składników,
który od ponad 100 lat z pasją tworzy produkty do mycia ciała.
Soothe - rozpieszczające
połączenie wanilii i imbiru. Wanilia odpręża i niweluje stres, a także
rozpieszcza zmysły dzięki smakowitemu i słodkiemu zapachowi, natomiast imbir
poprawia krążenie i ma właściwości rozgrzewające.
Skład:
Aqua, sodium laureth sulfate, sodium chloride, cocamidopropyl betaine,
parfum, sine adipe lac, vanilla plant folia extract, zingiber officinale Root extract,citric
acid, styrene-acrylates copolymer, sodium lactate, polyquaternium-7, propylene
glycol, limonene, sodium benzoate, CI 47005, CI 16035.
Moja opinia:
Jak już wspomniałam na początku,
nie wiem co mnie podkusiło, żeby nie zrobić węchowego testu temu oto
nieszczęsnemu produktowi. Chyba pośpiech i sympatia do waniliowego zapachu. Co
prawda jakiś cichy głosik ostrzegał mnie, że ten imbir (którego zapachu
skądinąd nie lubię) trochę mi nabruździ, ale po co słuchać intuicji… Żel wpadł
do koszyka i jakiś czas czekał na swoją kolej. Niestety już pierwszy prysznic z
Radoxem okazał się totalnym fiaskiem. I to już nawet nie chodzi o zapach, który
jest sztuczny do obrzydliwości i nijak się ma do pięknego waniliowego aromatu. Najgorsze
w tym wszystkim była trwałość owego „zapachu”. Wylewając żel na dłoń jeszcze
można było coś poczuć, ale już podczas rozprowadzania na skórze zapach znikał,
a po spłukaniu skóry wodą nie zostawało po nim nawet najmniejsze wspomnienie.
Miałam wrażenie, że wietrzał tuż po wydostaniu się z butelki. Po kąpieli miałam
być odstresowana i rozpieszczona a byłam zdegustowana i zirytowana. Dobrze, że
chociaż nie przesuszył mi skóry i nie wywołał jakichś innych efektów ubocznych.
W każdym razie od tamtego momentu każdemu żelowi robię test zapachu i słucham
swojego wewnętrznego głosu ;)
Podsumowując: nie zamierzam
wracać do żeli Radox, nawet za 1,99 zł ;)
Znacie żele Radox? Jakie macie o
nich zdanie?
Pozdrawiam,
Aga