piątek, 28 czerwca 2013

Nowy nabytek! :D

Hej!

Wiecie chyba dobrze, że jestem molem książkowym. Bez książek nie wyobrażam sobie życia. 

Kupno czytnika ebooków sprawiło, że wszystkie ulubione lektury a także wiele nowości mogę mieć zawsze przy sobie. 

Jednak wczoraj, podczas wizyty w Empiku, zobaczyłam JĄ! Normalnie oczy mi rozbłysły ;) Ten zapach farby drukarskiej! Ten szelest kartek! Ten autor! Ten tytuł! Przecież nie mogę wyjść bez niej!Tym bardziej, że czekałam już na nią jakiś czas.

Chyba po prostu zatęskniłam za zwykłą drukowaną książką ;) Tak więc nie było innego wyjścia: ona musiała iść ze mną do domu. I tak właśnie się stało :)

A oto ona:


Nówka sztuka nieśmigana ;) Nie mogę się doczekać, kiedy zagłębię się w lekturę!

Pozdrawiam i życzę udanego weekendu!
Aga

czwartek, 27 czerwca 2013

Czy to micel jest czy mleczko?



Witajcie!

Dzisiaj chciałam wam zaprezentować kosmetyk-zagadkę. Od pierwszego użycia zastanawiam się do jakiej kategorii go zakwalifikować. Bo chociaż na opakowaniu stoi jak byk: płyn micelarny, to podczas użytkowania można odnieść zupełnie inne wrażenie. No, ale żeby nie przedłużać. Moje Panie – oto

płyn micelarny AA Kolagen Źródło Młodości.

Kupiłam go w cenie 8,99 zł w rossmanowskiej promocji -40%.



Opakowanie: plastikowa, biała, nieprzezroczysta butelka o pojemności 250 ml. Klapka na zatrzask jest solidna, więc płyn nie wyleje nam się nawet jeśli postawimy go do góry nogami. Otwór dozujący jest według mnie odpowiedniej wielkości. Podoba mi się wizualna strona opakowania – biel połączona z metalicznym niebieskim i srebrnymi detalami robi pozytywne wrażenie.



Wygląd i konsystencja: micel w butelce wygląda jak najzwyklejsza w świecie woda. Dopiero podczas aplikacji na skórę pokazuje swoja drugą twarz. Ale o tym potem ;)

Zapach: pierwsze skojarzenie: brzoskwinia! ;) Zapach słodkawy, ale nie duszący ani mdły. Przez chwilę utrzymuje się na skórze.

Wydajność: około dwóch miesięcy.

Informacja z opakowania:
Zauważyłaś, że twoja skóra zaczyna tracić gładkość, jest mniej elastyczna i poszukujesz łagodnego kosmetyku do oczyszczania i demakijażu? Micelarny płyn do demakijażu oczu i twarzy AA Kolagen Źródło Młodości jest idealny dla twojej skóry.
Jak działa płyn? Niezwykle skutecznie usuwa makijaż oraz wszelkie zanieczyszczenia z powierzchni skóry, doskonale zastępując mleczko i tonik. Kolagen, współdziałając z kwasem hialuronowym, zapewnia wyjątkowe nawilżenie i wygładzenie naskórka. Bogaty w witaminę C ekstrakt z aceroli poprawia mikrocyrkulację krwi, wpływając na lepsze dotlenienie skóry i poprawę jej kolorytu.
Efekty: skóra jest doskonale oczyszczona, nawilżona i nabiera blasku.

Skład:
Aqua, propylene glycol, glycerin, sodium cocoamphoacetate, polysorbate 20, betaine, panthenol, peg-12 dimethicone, sodium hyaluronate, hydrolyzed collage, hyaluronic acid, malpighia punicifolia fruit extract, allantoin, citric acid, tetrasodium edta, polyaminopropyl biguanide, parfum.

Moja opinia:

Kosmetyki marki AA do tej pory nie pojawiały się w mojej łazience. Do kupienia dwóch odmian miceli tej firmy zachęciły mnie pozytywne opinie na Wizażu. Skorzystałam więc z promocji i zgarnęłam je do koszyka. Na pierwszy ogień poszedł Kolagen Źródło Młodości. Podczas pierwszej aplikacji wylałam nieco płynu na wacik i przetarłam nim oczy. Makijaż nie wodoodporny zszedł, chociaż musiałam troszkę potrzeć powiekę a nie przepadam za tym. Następnie, tak jak zwykle, umyłam twarz żelem oczyszczającym a następnie wzięłam kolejny wacik z płynem micelarnym i przystąpiłam do ostatecznego oczyszczania twarzy. Do momentu, kiedy wacik trzymałam palcach wszystko grało. Kiedy rozpoczęłam oczyszczanie zaczęło dziać się coś dziwnego. Micel autentycznie zaczął się pienić, zmieniać konsystencję na „mleczkowatą” i zostawiać białe smugi na twarzy! Ponowne przetarcie oczu nie było miłym przeżyciem, bo chociaż nic nie piekło, to biała ciapa osadzała się na rzęsach i ograniczała widoczność. „WTF?!” – myślę sobie. Może to tylko za pierwszym razem? Może to wina wcześniej użytego kremu/żelu/podkładu? Kombinowałam z tym micelem na różne sposoby i za każdym razem było tak samo. W połowie butelki się zbuntowałam i po każdorazowej aplikacji przemywałam twarz wodą, żeby chociaż z oczu pozbyć się tego białego czegoś. Działanie samo w sobie oceniam raczej przeciętnie. Nieźle radzi sobie z oczyszczaniem, chociaż oko trzeba potrzeć. Skóra po jego użyciu nie jest wysuszona. Mogę nawet powiedzieć, że jest delikatnie nawilżona i miękka. Nic mnie nie podrażniło ani nie uczuliło co również oceniam na plus. Zapach także mi się spodobał. Cena, w jakiej go zakupiłam byłaby ewentualnie do przyjęcia. Natomiast cena regularna tego produktu (około 15 zł) jest według mnie zbyt wygórowana. Zdecydowanie wolę kupić Bourjois.

Podsumowując: przeciętny płyn micelarny, do którego nie wrócę ze względu na jego „pieniactwo”.

Znacie ten kosmetyk? Miałyście z nim podobne doświadczenia?

Pozdrawiam,
Aga

wtorek, 25 czerwca 2013

Czy uszło mi to na sucho, czyli myjemy włosy bez wody



Hej!

Dziś dwa słowa o produkcie, którego miałam przyjemność używać po raz pierwszy w życiu. Kupiłam go już dość dawno temu, zużyłam niemal do ostatniej kropelki, ale jakoś zupełnie zapomniałam o wspomnieć. Nie wiem jakim cudem. Chyba mam bałagan w łazience i najwyższy czas coś z tym zrobić ;) Wracając do tematu. Bohaterem dzisiejszego odcinka jest 

suchy szampon Isana

Zakupiony został of kors w Rossmanie za 6,99 zł w promocji. Cena regularna to chyba około 10 zł o ile dobrze pamiętam.




Opakowanie: aluminiowe opakowanie o pojemności 200 ml, zakończone „szprejem”… to znaczy rozpylaczem ;) Rozpylacz ten nie zacina się, ale lubi się na nim osadzać szampon, co może niekiedy wyglądać nieestetycznie. Bardzo spodobał mi się kolor opakowania – zielony metalic.  Nie jestem fanką zielonego, ale ten wyjątkowo przypadł mi do gustu.



Wygląd i konsystencja: produkt ma postać białego proszku, który osiada na włosach i wchłania sebum. Poniżej możecie zobaczyć kolejne etapy wysychania na ręce. 



Zapach: spodziewałam się zapachowego koszmarku a tu niespodzianka! Zapach jest nadzwyczaj przyjemny, świeży, słodkawy (wyczuwam nuty kwiatowe lub owocowe). Przez jakiś czas utrzymuje się na włosach, co jak dla mnie jest plusem.

Wydajność: u mnie wystarczył na około dziesięć aplikacji. Dodam tylko, że moje włosy sięgają nieco poniżej brody i używałam suchego szamponu w wyjątkowych sytuacjach.

Informacje z opakowania:
Isana hair suchy szampon do włosów, natychmiastowe odświeżenie włosów.
Do włosów normalnych i przetłuszczających się.
Szampon do włosów Isana to idealne rozwiązanie pozwalające na umycie włosów w tzw. Międzyczasie bez użycia wody. Włosy zostaną odświeżone w przeciągu kilku sekund i staną się ponownie puszyste. Fryzura nie ulegnie zmianie, a włosy będą wyglądały na zadbane.
- włosy pachnące świeżością
- mycie bez wody
- łatwe w rozczesywaniu
- idealna pielęgnacja w międzyczasie.

Skład:
Butane, aluminium starch octenylsuccinate, alcohol denat, parfum, hexyl cinnamal, aqua, distearyldimonium chloride, izopropyl alcohol.

Moja opinia:

Przyznam szczerze, że byłam bardzo ciekawa działania suchego szamponu Isana. Od razu zaznaczę, że nie miałam wcześniej do czynienia z tego typu produktem, więc nie mam porównania (chociażby do słynnego Batiste lub Klorane). Szampon zrobił na mnie bardzo pozytywne wrażenie i z pewnością do niego wrócę. Jestem właścicielką włosów przetłuszczających się i zdarzały się sytuacje, gdzie nie miałam możliwości lub czasu na normalne mycie. No dobra – raz nie umyłam ich z lenistwa ;) Zgodnie z zaleceniami producenta wstrząsnęłam, rozpyliłam, odczekałam, wyczesałam a nawet użyłam suszarki. Rach, ciach, dwa ruchy szczotką i… włosy rzeczywiście były odświeżone! Mogłam spokojnie wyjść do ludzi. Szampon nie zostawił na włosach jakiegoś szczególnie widocznego osadu (porządne wyczesanie to podstawa!), nie skołtunił ich i nie zniszczył. Nie wpłynął negatywnie na skórę głowy. Włosięta były świeże, puszyste i pachnące. Dodając do tego niezbyt wygórowaną cenę i dostępność – jestem na tak! Oczywiście nie jest to produkt do częstego stosowania. Podejrzewam, że jego przesadnie długotrwałe stosowanie może niekorzystnie wpływać na włosy. Jednakże w tzw. sytuacjach podbramkowych może być pomocny.

Podsumowując: lubię i powrócę do niego. Chyba, że w międzyczasie coś innego wpadnie w moje łapki ;)

Znacie suchy szampon Isana? Co o nim sądzicie? A może polecicie mi jakiś inny produkt tego typu?

Pozdrawiam,
Aga

piątek, 21 czerwca 2013

Książkowo cz. 8



Witajcie!

Zapraszam was na kolejne spotkanie z książką. Tym razem w moje łapki, całkiem przypadkowo, wpadła pozycja pt: „Pod niemieckimi łóżkami”  autorstwa niejakiej Justyny Polanskiej. 



Justyna to trzydziestodwuletnia Polka, która od dziesięciu lat pracuje jako sprzątaczka w niemieckich domach. Od zawsze chciała wyjechać z Polski, aby nie zostać kasjerką w sklepie. Początkowo pracowała jako au pair, ale trafiła na wyjątkowo koszmarną rodzinę. Pewnego dnia znalazła pracę jako sprzątaczka i wreszcie mogła opuścić to nieciekawe towarzystwo. Zaczęła sprzątać niemieckie domy i całkiem nieźle na tym zarabiać. Sprowadziła tam również swoją matkę i siostrę. 

Czytając tę książkę miałam mieszane uczucia. Autorka opisuje wiele historii z życia, które niekiedy mogą bawić a niekiedy przyprawiać o lekką zgrozę. Pokazuje, jak niektórzy ludzie podchodzą do niej jako sprzątaczki z Polski. Jedni rezygnowali z jej usług zaraz po tym, jak dowiedzieli się skąd pochodzi. Inni patrzyli jej uważnie na ręce w obawie przed kradzieżą. Jeszcze inni spóźniali się z wypłatą lub nie płacili wcale. Mało tego! Byli też tacy, którzy zastawiali specjale pułapki, żeby sprawdzić sprzątaczkę! Ale byli też tacy, na których autorka mogła liczyć i którzy ufali jej bezwzględnie. Czasami jednak odnosiłam wrażenie, że autorka dość często narzeka na „okrutny los sprzątaczek” a przecież sama taki los wybrała.

Książka napisana jest prostym, ale nieco ironicznym językiem. Jest lekka i szybko się ją czyta. Spotkałam się jednak z opiniami, że pisana jest na siłę, że jest przerysowana, irytująca i prostacka. Ja jednak uważam, że nic nie stracimy czytając ją a możemy się nie jeden raz uśmiechnąć, pokiwać głową z politowaniem i zdać sobie sprawę z tego, że ci porządni i pedantyczni Niemcy nie do końca są tacy idealni ;)

Nie żałuję, że sięgnęłam po tę lekturę. Była to dla mnie świetna odskocznia od ociekających krwią kryminałów i thrillerów.

Znacie tę książkę?

Pozdrawiam i życzę miłego weekendu,
Aga

środa, 19 czerwca 2013

Buźka gładka jak pupcia niemowlaka!


Hej!

Nie wiem dlaczego, ale wśród peelingów do twarzy upodobałam sobie te enzymatyczne, czyli zawierające enzymy, które rozpuszczają martwy naskórek. Według mnie są delikatniejsze (nie lubię mocnego zdzierania) i łatwiejsze do usunięcia (gąbeczka!). Podczas ostatniej rossmanowskiej promocji -40% do mojego koszyka wpadł 

enzymatyczny peeling dotleniający 
Bielenda Professional Formula

Saszetka kosztowała 1,59 zł o ile dobrze pamiętam (cena regularna to coś około 2,5 zł).


Opakowanie: dwukomorowa saszetka o pojemności 2x5 ml, przedzielona perforacją. Otwieranie poszczególnych części jest lekkie, łatwe i przyjemne dzięki wcięciom na bokach. Opakowanie podoba mi się również wizualnie – biel połączona z różem i srebrnymi detalami wygląda ładnie i elegancko.

Wygląd i konsystencja: peeling ma postać żelu w delikatnie niebieskim kolorze. W pierwszym momencie wydawało mi się, że jest nieco za rzadki i będzie spływał z twarzy, ale nic takiego nie miało miejsca. Nie zasycha, więc łatwo go usunąć.

Zapach: bardzo przyjemny, słodkawy, ale nie duszący. 

Wydajność: cała saszetka przeznaczona jest na dwie aplikacje.

Od producenta:
Innowacyjny, niezwykle skuteczny enzymatyczny peeling dotleniający do cery delikatnej, również wrażliwej to profesjonalny preparat oparty na formule stosowanej w gabinetach kosmetycznych. Ten nowatorski kosmetyk do zadań specjalnych w szybki i wygodny sposób pozwala osiągnąć efekty porównywalne z zabiegiem AQUA-OXYBRAZJI i może stanowić alternatywę dla wizyt w salonach piękności.

DZIAŁANIE
Aktywny peeling o żelowej konsystencji niezwykle delikatnie ale równocześnie wyjątkowo skutecznie złuszcza martwe komórki naskórka, wygładza i uelastycznia skórę, poprawia jej ukrwienie i w konsekwencji ją dotlenia. Błyskawicznie likwiduje szorstkość, widocznie redukuje przebarwienia oraz inne niedoskonałości cery. Rewelacyjnie wzmacnia i odświeża skórę, łagodzi podrażnienia. Dzięki zawartości cenionych składników aktywnych używanych w profesjonalnych zabiegach gabinetowych: KOMPLEKS AKTYWNIE DOTLENIAJĄCY na bazie Koenzymu Q10 i Alg Koralowych oraz KWAS LAKTOBIONOWY, spektakularne rezultaty widoczne są natychmiast, już po jednym zastosowaniu.

EFEKT
Idealnie gładka, świeża, aksamitna w dotyku, pełna blasku cera o ładnym, zdrowym kolorycie, rewelacyjnie dotleniona oraz doskonale przygotowana do dalszych zabiegów pielęgnacyjnych (źródło).

Skład:



Moja opinia:

Zacznę od tego, że nie jestem bywalczynią salonów kosmetycznych i nie bardzo orientuję się w tych wszystkich zabiegach, „brazjach”, kwasach i innych cudach. Może kiedyś, jak już będę sławna i bogata, będę miała okazję z tego wszystkiego skorzystać ;) Tymczasem muszę posiłkować się tym, co jest dostępne dla zwykłego zjadacza chleba ze średnio zasobnym portfelem. Peeling Bielendy zainteresował mnie ze względu na plakietkę „Nowość” i magiczny napis „efekt aqua-oxybrazji”;)  Co to do jasnego pioruna jest ta aqua-oxybrazja?! Na logikę to było oczyszczanie skóry wodą i tlenem. Brzmi nieźle! ;) I tak miałam w planach zakup peelingu enzymatycznego, więc postanowiłam zaryzykować. Teraz żałuję, że nie wzięłam więcej opakowań. A tak swoją drogą, to mojej dedukcje były poniekąd właściwe: aqua-oxybrazja to zabieg polegający na bombardowaniu skóry sprężonym tlenem połączonym z rozdrobnionymi kroplami soli fizjologicznej. Owa sól rozprasza się na powierzchni skóry powodując ścieranie wierzchniej warstwy naskórka, jednocześnie nie podrażniając jej.
Ale wracając do tematu. Aplikacja peelingu jest bardzo przyjemna. Żel łatwo rozsmarowuje się na skórze i nie spływa z niej. Nie jest w żadnym razie tłusty, nie zastyga i łatwo go usunąć. Ja używam do tego celu gąbek Calypso. Podczas pierwszej aplikacji czułam leciutkie mrowienie, ale po chwili ustąpiło. Dodatkowo zabieg umila nam delikatny, świeży zapach peelingu. Po kilkunastu minutach możemy cieszyć się mega gładką, lekko zaróżowioną, odświeżoną, dotlenioną i promienną cerą! Skóra twarzy jest gotowa na kolejne zabiegi pielęgnacyjne. Efekt rzeczywiście widać już po pierwszym użyciu, niemniej jednak uważam, że regularne wykonywanie tego typu zabiegu dałoby jeszcze lepsze rezultaty. Jeśli chodzi o ten efekt aqua-oxybrazji, to ciężko mi się wypowiedzieć na ten temat, gdyż nie mam porównania ;)

Podsumowując: serdecznie polecam tym dziewczynom, które chcą mieć super gładziutką buzię ;)

Znacie ten produkt Bielendy?

Pozdrawiam,
Aga

środa, 12 czerwca 2013

Słabizna, cienizna!



Hej!

Dziś troszkę o włosach, a właściwie o produktach do ich stylizacji. Z racji tego, że moje włosy są dość grube i ciężkie, są także dość upierdliwe jeśli chodzi o układanie. Oznacza to, że jeśli nie użyję chociaż odrobiny pianki do włosów i po wysuszeniu nie utrwalę fryzury niewielką ilością lakieru to nie mam co liczyć na przyzwoity wygląd. Może nie będę wyglądała jakby piorun w rabarbar strzelił, ale każdy włos zacznie żyć swoim życiem. Zwłaszcza, jeśli wyjdę na dwór i nie daj Boże troszkę mocniej zawieje ;) 

W dalszej części dzisiejszego wpisu chciałabym wam zaprezentować dwa lakiery, których używam od jakiegoś czasu. Są to 

lakiery do włosów Isana

które kupiłam zachęcona pozytywnymi wrażeniami z użytkowania innych produktów tej marki (chociażby krem do ciała masło shea&kakao). Pierwszy z nich to lakier mocno utrwalający, nadający elastyczność. Drugi natomiast to supermocny spray do włosów. Zachęciła mnie również cena: 4,99 zł w promocji, 5,99 zł cena regularna.





Opakowanie: typowe dla lakierów do włosów pojemniki zawierające w sobie 250 ml produktu, zakończone rozpylaczem. Rozpylacze owe niekiedy potrafią się przytkać co może utrudniać aplikację i zwyczajnie wkurzać. Z wyglądu opakowanie niczym szczególnym się  nie wyróżnia.



 


Wygląd i konsystencja: trudno się na ten temat wypowiedzieć w przypadku lakieru do włosów. 

Zapach: oba lakiery mają właściwie bardzo podobne zapachy. Trudno mi je przyrównać do czegoś znanego mojemu nosowi. Nie są dla mnie ani nieprzyjemne, ani męczące, ani drażniące. Bardziej drażniący może być lakier sam w sobie kiedy dostanie się do dróg oddechowych… :/

Wydajność: nie są to niestety mistrzowie wydajności a to dlatego, że sporo produktu trzeba zużyć, aby osiągnąć jako taki efekt.

Słówko od producenta:
Isana w złotym opakowaniu:
Isana Flexible spray do włosów z witaminą pielęgnującą i filtrem UV działa przez 24 godziny i nie skleja włosów. Nadaje fryzurze efekt większej objętości a włosom naturalny połysk. Nie zawiera parabenów.

Isana w granatowym opakowaniu:
Isana supermocny spray do włosów z witamina pielęgnującą i filtrem UV nadaje fryzurze wyjątkowo trwały kształt, jednocześnie nie obciążając włosów. Nie zawiera parabenów.

Moja opinia:

Napiszę prosto z mostu: zawiodłam się srodze na tych lakierach! Jest to pierwszy produkt marki Isana, o którym niewiele dobrego mogę powiedzieć. Przede wszystkim kwestia utrwalenia, które jest tu naprawdę znikome. Nie wiem ile lakieru musiałabym sobie nawalić na włosy, żeby uzyskać zadowalający efekt i nie udławić się przy tym „oparami”. I to nie chodzi o to, że moje włosy mają być sztywne i tworzyć na głowie kask motocyklisty! Chciałabym tylko na tyle utrwalić fryzurę, żebym nie musiała za pięć minut znów układać grzywki czy używać szczotki i suszarki po każdym powrocie z dworu do domu. Lakier tzw. Flexible to już w ogóle porażka – jest, ale jakby go zupełnie na włosach nie było. I jeszcze obietnice o efekcie większej objętości. To chyba żart jakiś. Plusami w przypadku lakierów Isany są jedynie:  cena oraz to, że nie sklejają włosów. Ale jeśli o mnie chodzi, to wolę jednak zainwestować w Taft czerwony, którego używałam poprzednio i który nigdy mnie nie zawiódł.

Podsumowując: nie polecam ze względu na mizerne efekty.

Znacie spraye do włosów Isana? Co o nich myślicie?

Pozdrawiam,
Aga